I TAK FUZJOWALI…
Gęsta mgła zalegała na polanie... Na jej krańcu, na wielkim głazie siedziała KOMETA - wielka wojowniczka i przewodnia głowa zakonu Viking Black Mountain. Czekała tak na spotkanie z RAFNiX, głową innego zakonu - CrazyKnights. Pogoda była okropna, nawet zwierzyna nie polowała tego poranku. Drętwa cisza wypełniała całą okolicę...
Wtem z oddala tętent kopyt... Na wielkim, czarnym koniu, okutym błyszczącą zbroją, wjechał na polanę RAFNiX i widząc szlachetną Panią, już z daleka pomachiwał zdobnym proporcem. Tak to padli sobie w ramiona i z wielką czcią przywitali się dostojnie - jak na głowy dwóch zakonów też przystało. Ich wzajemny respekt i powaga sprawy w której tutaj przybyli przyprawiał obojga o pot na czole. Wiedzieli - nie zamieniając jeszcze ani jednego słowa ze sobą - że już teraz mielą się tutaj i teraz wielkie decyzje, które odbiją się wielkim echem na serwerze...
"Mamy Ci ogromne zamczysko i miejsca dość dla 50 ludzi. Zapraszam do nas wszystkich Twoich rycerzy" - tak to rzekła KOMETA i wsłuchując się w ciszę tej malowniczej polany, badała mimikę mało zdziwionego RAFa. Nie znali się od wczoraj i impulsy z przeszłości co do tej sprawy nasuwały już wiele wcześniej przeróżne myśli na dokładnie ten temat. Ale teraz słowo opuściło usta i nic nie wisiało już w powietrzu, teraz każdej ze stron stanęła rzeczywistość przed oczami.
RAFNiX zasiadł tuż obok KOMETY i zaczął głośno myśleć, wpatrując się gdzieś w głąb puszczy... "Zakon, którym stworzył, mój ukochany CrazyKnights, ten który pielęgnowałem jak swoje własne dziecko, ten o który dbałem jak tylko mogłem najlepiej, wszystko to, co wraz z innymi Krejzolami tam zbudowałem - to wszystko teraz musiał bym położyć na wagę... Po przeciwległej stronie położyć wszystko to, co jest dla nas lepsze, lepsze dla każdego jednego z tych Krejzoli, tak aby nasz byt był zabezpieczony na daleką przyszłość...". KOMETA uchyliła głowy - wiedziała, że decyzja nie będzie lekka i szybka... RAF wodził wzrokiem, niby zamarzony, niby wyszukiwał czegoś, niby odwlekał ostateczne swe zdanie... Dysputował już wcześniej ze swoimi wojami, znał ich zdanie, sam ich przecież przekonywał o poprawności sprawy - teraz jednak wahał się z ostatecznym orzeczeniem już przewałkowanych faktów...
"Niechaj i tak będzie!" - wydusił z piersi swej niespodziewanie i wyciągając dłoń swą w stronę KOMETY do uścisku przypieczętowującego nowinę, nabrał w płuca powietrza i wypuścił je, demonstrując w ten sposób pewnego rodzaju oczyszczenie. Świeże powietrze było ostatnim powiewem starych dziejów. Teraz zaplombowana została nowa era dla oby dwóch zakonów, walka pod jednym sztandarem, stanie u swego boku w tych dobrych i tych złych czasach, jak brat przy bracie, do samego końca... Od teraz obydwoje wiedzieli, że poruszenie będzie wielkie i kamień na kamieniu nie pozostanie, dopóki nie zbudują wspólnie czegoś nowego, czegoś wspólnego, domu i ostoi dla Wikingów i Szaleńców...
I tak to powstał Crazy Vikings...
